Organizowałem wiele plenerów fotograficznych, w jeszcze większej ich liczbie uczestniczyłem i pamiętam, że najważniejszym „problemem” plenerowiczów było: „czy będzie pogoda?”.
Otóż będzie. Zawsze. Raz dobra, raz szpetna – jak to mówią nasi południowi sąsiedzi: Od samého rána zase prší nebo mrholí. Zkurvené počasí, zkurvená země! Furt leje! Ciekawe, że dla jednego dobra – np. pełne słońce, bezchmurne niebo, ciepełko itd., to dla innego szpetna – upał, patelnia, zero obłoków, niebo bez wyrazu, kontrasty, ostre światło. I przeciwnie: gdy dla jednych szpetna, dla innych klimatyczna.
czwartek, październik 27, 2011
Dzwoni komórka. Hm dziwny numer, zagraniczny jakiś… Nie odbieram; co mi tu będą w jakimś niechrześcijańskim języku gadać!
Znów dzwoni. Odbierz, to na pewno coś ważnego! – mówi moje Słonko. Dobra, odbiorę, z kobietą kłócić się nie wypada.
– Czy to pan Dybowski?
– Taaaak…
– Witam pana. Nazywam się Adam Zausznica.
Chwila ciszy… szybkie myślenie… eee, to chyba niemożliwe! A może…?
– TEN Zausznica? pytam.
– Tak, proszę pana, to ja napisałem Naukę o barwie.
niedziela, wrzesień 18, 2011
Pamiętam, jak za starych, dobrych, socjalistycznych czasów, jeden z Polaków, będąc na wycieczce zakładowej w Czechosłowacji, zawołał: kelner, herbaty!
– Neni, nevidím – grzecznie odpowiedział kelner, rozglądając się po sali.
– Co do cholery, czaju nie macie? zdziwił się Polak.
niedziela, wrzesień 11, 2011
– Ciarek, víš co to je basen? pyta Milan.
Milan to jest taki Czech, który mówiąc na mnie Ciarek twierdzi, że język polski dla Czecha brzmi bardzo miękko…
– Wiem – odpowiadam – taki do pływania.
– Neeee, to je bazen! protestuje Milan.
No tak… po ponad roku obcowania z Czechami ciągle jeszcze wpuszczam się w maliny… Okazało się, że Milanowi chodziło o báseň, czyli wiersz. Postanowiłem więc zebrać kilka ciekawostek.
Jedziemy do Warszawy!
Coś misie kołacze, że jako dziecko czytałem – czy to książkę, czy jakąś czytankę – jak dziewczynka (?) z mamą jechały pociągiem ze wsi do Warszawy. Marzenie życia, niesamowite przeżycie, wydarzenie, o którym będzie można latami opowiadać, a jak dzięki tej podróży wzrośnie prestiż delikwenta… ech…!
poniedziałek, marzec 14, 2011
…a właściwie zdjęcia. A jeszcze dokładniej – reakcja na fotografowanie.
Foto: Czarek Dybowski Dzisiaj turystycznie. Pogoda piękna, ostatnie chwile niskiego słoneczka, szkoda siedzieć przy kompie… Frysztat. Właściwie Karvina, ale to nieprawda. Karwiny już nie ma.
– Nudzisz się…?
– Nie, a czemu pytasz?
– Może byśmy wybrali się na wernisaż?
– Eeee, znowu jakieś knoty…
– No co ty, jakie knoty, mój Duszek!!!
– Aaaa, jak Duszek, to jedziemy!
Wernisaż odbywa się w Muzeum w Bielsku-Białej, w Galerii Wystaw Czasowych, na Zamku książąt Sułkowskich. Bielsko-Biała… miasto, które samo nie wie, jakiej jest narodowości. Właściwie, po tej stronie Białej, leży Bielsko: niemieckie Bielitz, czeskie Bilsko. W roku 1951 doczepiono mu Białą Krakowską – małopolskie miasto z innej bajki, leżące po drugiej stronie rzeki Białej. Bielsko było założone przez książąt cieszyńskich, zasiedlane przez osadników niemieckich, przynależne do Śląska Cieszyńskiego. Przez wieki miasto graniczne między Polską a Czechami, potem między Śląskiem Austriackim a Galicją, wreszcie stolica Księstwa Bielskiego. Ze względu na architekturę wzorowaną na wiedeńskiej, nazywane Małym Wiedniem.