Foto: Justyna Komar – Światłość wiekuista
– Nudzisz się…?
– Nie, a czemu pytasz?
– Może byśmy wybrali się na wernisaż?
– Eeee, znowu jakieś knoty…
– No co ty, jakie knoty, mój Duszek!!!
– Aaaa, jak Duszek, to jedziemy!
Wernisaż odbywa się w Muzeum w Bielsku-Białej, w Galerii Wystaw Czasowych, na Zamku książąt Sułkowskich. Bielsko-Biała… miasto, które samo nie wie, jakiej jest narodowości. Właściwie, po tej stronie Białej, leży Bielsko: niemieckie Bielitz, czeskie Bilsko. W roku 1951 doczepiono mu Białą Krakowską – małopolskie miasto z innej bajki, leżące po drugiej stronie rzeki Białej. Bielsko było założone przez książąt cieszyńskich, zasiedlane przez osadników niemieckich, przynależne do Śląska Cieszyńskiego. Przez wieki miasto graniczne między Polską a Czechami, potem między Śląskiem Austriackim a Galicją, wreszcie stolica Księstwa Bielskiego. Ze względu na architekturę wzorowaną na wiedeńskiej, nazywane Małym Wiedniem.
Miasto tolerancyjne, wielokulturowe. W końcu XVIII wieku wydzielono teren na potrzeby gminy ewangelickiej; nazwano go później Bielskim Syjonem. W jego obrębie znajduje się stary cmentarz ewangelicki. Założony w 1833 r., gdyż po epidemii cholery (1831) dotychczasowy cmentarz przykościelny przestał wystarczać, funkcjonował aż do II Wojny Światowej. Po 1945 r. zapomniany.
Towarzystwo Przyjaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia w ramach projektu społecznościowego „Ogrody pamięci” zorganizowało na tym cmentarzu plener fotograficzny. I właśnie teraz prezentowana jest wystawa prac uczestników.
Oczywiście się spóźniamy. Tłum ludzi, jakieś przemówienia, oczywiście nudne. Krótki film… o cmentarzu; leci w kółko, nikt nie ogląda. Stajemy, patrzymy z zainteresowaniem. Kicz… na szczęści krótki.
Na ścianach powiększenia. Całość przygotowana przez wolontariuszy, ale trzyma się kupy, widać jakiś zamysł. Dwie sale; w pierwszej zdjęcia lepsze, w drugiej prawie same knoty, do tego cienkie wino, podróbki Michałków (brrrrr…!) i hałas z głośników. Nagle przebija się jakiś koszmarny odgłos… Kobyła rży??? A nie, to młoda dama wyraża swoją radość z okazji wystawienia jej zdjęcia.
Wystarczy tego dobrego. Żeby choć jeszcze Michałki były prawdziwe. Albercik, wychodzimy!
Docenić należy ogrom pracy wykonanej przez Organizatorów. Zapanowanie nad dziesiątkami fotografujących, wydębienie od każdego zdjęć, przejrzenie ich, wybranie, powiększenie, oprawienie, powieszenie. Zorganizowanie sali wystawowej, znalezienie sponsorów i wolontariuszy.
Warto się wybrać i zobaczyć efekt. Na wystawę, oczywiście; na wernisaż chodzi się po to, żeby się nachlać, nażreć i dupę autorowi obrobić…
PS Aha, były też herbatniki. Jeszcze gorsze od podróbek Michałków…
Foto: Justyna Komar – Tu mieszkam. Duszek.
Zdjęcie wykonane klasycznym aparatem fotograficznym, na materiale srebrowym
Foto: Darek Czernek
2 Comments
no tak, a na issuses nie masz czasu 😛
Dołanczam, przepraszam, dołączam do „Loży Szyderców” 😉