…a właściwie zdjęcia. A jeszcze dokładniej – reakcja na fotografowanie.
Któregoś dnia zajechaliśmy turystycznie do Ostrawy. Kręcąc się po mieście, zobaczyliśmy ciekawy budynek, z wielką wieżą, stojący na dużym placu; okazało się, że to Magistrat. Niby zwykły ratusz, ale słowo Magistrat zawiera w sobie jakąś godność, trochę tajemniczości, zapachniało Czarną Julką Morcinka, przyniosło niejasne reminiscencje z dzieciństwa; aż trzeba je napisać przez duże M. Była niedziela, więc stwierdziliśmy, że trzeba się tu pojawić w dzień roboczy i obejrzeć go od środka. Jednak ze zdziwieniem zauważyliśmy, że co jakiś czas otwierają się drzwi i ktoś wchodzi. Ale nikt nie wychodził; nie dało nam to nic do myślenia…
Okazało się, że Magistrat jest otwarty (przypomnę – niedziela!), można spokojnie wejść, a na wieży jest taras widokowy, ogólnie dostępny, jednak za opłatą. Wnętrze okazało się na tyle interesujące, że spędziliśmy w nim chyba ze dwie godziny, fotografując różne elementy. Co ciekawe – pies z kulawą nogą nie zainteresował się, co my tam robimy. Przemknął jakiś ochroniarz, ale nawet nie zaszczycił nas spojrzeniem. Ot, Czechy…
Zastanawiacie się, co się stało z tymi, którzy weszli a nie wyszli…? Nie powiem, zapraszam do Ostrawy 🙂
2 Comments
Byłem tu. Forma całości taka jak być powinna czyli doskonała. Pyszne teksty. Cieszy mnie każde dopracowane zdanie. Metafora każda. Szkoda, że obrazy w niesłusznej czerni bieli.
Proponuję ogólnopolską akcję społeczną: „Wymieniamy ochroniarzy na czeskich” 🙂 .
Amen.